23 wrzesień
-
DST
100.40km
-
Sprzęt Corratec
-
Aktywność Jazda na rowerze
Pierwszy dzień wypadu z Mateuszem w Kotlinę Kłodzką - i pierwszy dzień testu dla roweru. Nocleg znaleźliśmy w Stroniu Śląskim, w bardzo gościnnym pensjonacie Pod Śnieżnikiem, gdzie właściciel (mtb-owiec) udzielił nam wszystkich niezbędnych informacji co do okolicznych dróg - dzięki! Do Stronia dotarliśmy przejeżdżając samochodem przez przełęcz Przełęcz Jaworową za Złotym Stokiem, która - choć piękna - pozostawiała wiele do życzenia pod względem asfaltu, dlatego szosowcom jej nie polecam.
Wypakowawszy rowery ruszyliśmy w kierunku masywu Śnieżnika, przez Starą Morawę, Kletno, Jaskinię Niedźwiedzią i do Siennej. Podjazd prowadzi dobrej jakości, nieruchliwymi drogami i jest średnio stromy - ciężko mi ocenić nachylenie tak 'na oko'.
Z Siennej załapaliśmy się na najbardziej stromy kawałek przełęczy Puchaczówka. Widoki są tam piękne, asfalt nowiutki, ruch nieduży - wspaniały kawałek szosy, polecam bez zastrzeżeń!Kapliczka na przełęczy Puchaczówka
© bradi
Potem ekspresowy zjazd do Bystrzycy Kłodzkiej - mając do wyboru zjazd dobrą drogą i stawanie by robić zdjęcia wybieram to pierwsze. Bystrzyca mile mnie zaskoczyła - jest to bardzo malownicze, stare miasto ze zwartą zabudową. W lokalnej knajpie poczęstowano nas pysznym makaronem.Uliczka w Bystrzycy Kłodzkiej
© bradi
Z Bystrzycy podjazd na przełęcz Spaloną. Nie przypadła mi do gustu - droga prowadzi w większości przez las, nawierzchnia jest kiepskawa - i ciężko było rozkręcić nogi po sutym obiedzie :). Za to na górze widoczki niczego sobie - sporo zdjęć zrobił tam Mateusz, na pewno wrzuci jak będzie miał czas. Dalej zjazd tzw. "Autostradą Sudecką" - pokonany z prędkością 15km/h, gdzie dziur było tyle, że właściwie cała droga jest jedną wielką dziurą. Odradzam. Jak najszybciej zjechaliśmy do Poręby, a dalej Długopole, Domaszków, Jawornica, Wilkanów (gdzie zgubiłem śrubkę od bloku - za słabo były przykręcone) i Idzików. W drodze do Międzygórza
© bradi
Stamtąd ostatni już tego dnia podjazd na przełęcz Puchaczówka. Łatwo nie było, ale zachodzące słońce osłodziło wspinaczkę czerwonozłotymi promieniami w dolnej partii - a na szczyt dotarliśmy już przy świetle księżyca. Nie umiem opisać tego, co wtedy zobaczyłem - takie światło jest chyba tylko raz do roku. Rewelacja. Każdy kto będzie w okolicy i nie zaliczy Puchaczówki powinien mieć bardzo dobry powód - bo warto.
Na koniec zjazd z Puchaczówki w ciemnościach i silnym wietrze (halnym?) do Stronia Śląskiego.