Styczeń, 2011
Dystans całkowity: | 170.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | b.d. |
Średnia prędkość: | b.d. |
Liczba aktywności: | 3 |
Średnio na aktywność: | 56.67 km |
Więcej statystyk |
Okolice Korzkwi
-
DST
48.00km
-
Aktywność Jazda na rowerze
Z Miłoszem na pierwszym od 2 tygodni wyjeździe. Myślę, że improwizowana na bieżąco trasa się bardzo udała. Właściwie w 100 procentach przebiega nieruchliwymi drogami. Po drodze jest sporo pagórków, szczególnie w rejonie Górnej Wsi i Niebyłej.
Od okolic Owczar do trasy włączyliśmy fragmenty szlaków rowerowych czerwonego i czarnego, które szosówką są nieprzejezdne (w jednym miejscu nawet występuje drogorzeka). Poza tym drogi są suche i równie dobrze mogliśmy pojechać szosówkami - nie ubrudziłyby się za bardzo. Dzięki Miłosz za wyjazd!
N-ce
-
DST
75.00km
-
Aktywność Jazda na rowerze
Samotne MTB do Puszczy Niepołomickiej.
Wyjechałem trochę później niż zakładałem (ech, ta pogoda), postanowiłem sprawdzić jak posuwa się budowa trasy rowerowej do Niepołomic. Przez zimę sporo zostało zrobione - można jechać ścieżką non stop od ronda mogilskiego do skrzyżowania Christo Botewa z Półłanki. Brakuje nawierzchni tylko w kilku miejscach, mam nadzieję że zdążą ją zrobić do lata.
Pogoda OK - ciepło, bez deszczu, jedynie odpryski z ulicy brudzą ubranie, ale to normalne. Nie było na co popatrzeć - szare niebo, smutne pola i niedziałające w niedzielę zakłady przemysłowe. Albo nie rozglądałem się dość uważnie.
Po drodze minąłem się z kilkoma rowerzystami, niewielu ich, ale widać że ktoś jeździ.
Dojechałem do hodowli żubrów, gdzie nastąpiła nawrotka i powrót tą samą trasą. Nie wziąłem picia, jedzenia, ani pieniędzy <facepalm>. Na drodze wzdłuż Wisły zaczęło mi brakować sił, a od granic krakowa jechałem już na autopilocie. Mówią, że nie ilość, a jakość treningu się liczy - jeżeli dalej będę się tak odżywiał, to będzie kruchutko.
Pierwszy wyjazd
-
DST
47.00km
-
Aktywność Jazda na rowerze
Postanowiłem odejść od zwyczaju wpisywania daty w tytule wpisu. W zeszłym roku robiłem to, bo blog miał służyć głównie za dziennik, a nie jakąś publikację. Z czasem okazało się, że treść wpisów coraz bardziej odbiega od treningowej tematyki więc nie ma sensu dłużej utrzymywać pozorów.
Dziś z Mateuszem pojechaliśmy na spokojne MTB do Zabierzowa. Aura podobna do tej, którą pamiętam z zeszłorocznego debiutu - lekko plusowa temperatura, podstarzały śnieg leżący przy drodze, jasne, ale dające mało ciepła słoneczko. Wyjazd z miasta trochę męczący, ale nie jakiś mega-upierdliwy - na Balickiej był spory ruch. Na formę nie narzekam. Byłem w stanie bez wysiłku jechać na dużej tarczy w piętnastoletnim Krossie siostry - widocznie dzięki siłowni coś zostało z listopada.
W Lasku Zabierzowskim wszystkie dróżki pokryte są warstwą gładziutkiego, błyszczącego lodu, na którym wytarta tylna opona i przedni semislick ledwo łapały trakcję. Moje sportowe trampeczki nie łapały jej w ogóle, więc wyglądałem trochę jak Michael Rasmussen tańczący na lodzie. Na szczęście zjazd do Burowa był mokry, ale nieoblodzony.
Wracając odbiliśmy na Morawicę, potem na Kryspinów i wiadukcikiem nad autostradą pod cmentarz przy Orlej. Na Bulwarach mnóstwo ludzi, głównie na ścieżce rowerowej, gdyż tam było najmniej chlupiącej brei. Po całym mieście włóczyły się grupki wolontariuszy WOŚP - nie sposób się nie dorzucić. Rowerzystów sporo jak na tą porę roku. Dziękuję Mateuszowi za wyjazd i mam nadzieję, że uda mi się odbywać je regularnie.