Wrzesień, 2011
Dystans całkowity: | 1206.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 44:21 |
Średnia prędkość: | 27.19 km/h |
Maks. tętno maksymalne: | 187 (94 %) |
Liczba aktywności: | 13 |
Średnio na aktywność: | 92.77 km i 3h 24m |
Więcej statystyk |
Środowe Ściganie
-
DST
71.30km
-
Czas
02:24
-
VAVG
29.71km/h
-
Sprzęt Corratec
-
Aktywność Jazda na rowerze
ACHIEVEMENT UNLOCKED: Przejedź 10 000 kilometrów na szosówce. Do tej pory trzyma się wcale nieźle. Wymieniałem tylko kilka kosmntycznych rzeczy i przerzutkę, która zepsuła się z mojej winy.
Po raz drugi byłem na Midweek Mayhem. Jazda prawie nie doszła do skutku, bo wyjechałem z domu o wiele za późno i od początku musiałem zaiwaniać żeby w ogóle zdążyć na start. Na przystanek dojechałem o 17:02, akurat kiedy grupa znikała za horyzontem. Ledwo zdążyłem ich dogonić, a zaczął się podjazd w Świątnikach, na szczęście nie jechany tak hardkorowo jak poprzednim razem. Pomimo to puls oscylował w okolicy 180.
Kontakt straciłem na zjeździe do Sieprawia. Znowu!!! Od kiedy poharatałem sobie nogę na zjeździe w Rajczy, nie mam już zaufania do swoich umiejętności zjazdowych. Bałem się jechać za blisko innych i zostawiłem sobie dwa rowery odstępu dla bezpieczeństwa. Z tego zrobiły się trzy rowery, potem dziesięć... Wymówki? Być może. Ale wolę zostać z tyłu niż niechcący spowodować karambol.
Początkowo peleton pozostawał w zasięgu wzroku, ale nieuniknione było że w końcu zostanę sam na sam ze swoimi słabościami. Starałem się dalej cisnąć, pomimo że moje położenie było deprymujące. Wierzyłem, że ktoś z przodu w końcu odpadnie i go dogonię. Opłaciło się. Przed podjazdem do Gorzkowa dogoniłem Staszka Radzika od Czerwonych i razem dojechaliśmy do końca, z czasem 1:22. Pomimo gorszego czasu niż ostatnio, odczuwalny wysiłek był większy. Pewnie dlatego że tak długo jechałem sam.
Timing dzisiejszego IC był perfekcyjny: od początku do końca towarzyszyło nam zachodzące słońce, najpierw żółte i rzucające długie cienie, potem coraz słabsze pomarańczowe i różowe. Powietrze było tak czyste, że z niektórych wzgórz widać było daleko wgłąb Beskidu Wyspowego. Dodając do tego pełną napięcia ciszę pracującego peletonu, podszytą stukaniem wolnobiegów i szczękiem zmiany przełożeń otrzymujemy atmosferę jedyną w swoim rodzaju.
Tranquilo
-
DST
40.00km
-
Czas
01:29
-
VAVG
26.97km/h
-
Sprzęt Corratec
-
Aktywność Jazda na rowerze
Rozkręcanie mięśni przed jutrzejszym Infdsaafdsjkasdkjfl
Supertajna czasówka
-
DST
121.80km
-
Czas
04:13
-
VAVG
28.89km/h
-
Sprzęt Corratec
-
Aktywność Jazda na rowerze
Gdzieś w Małopolsce, w bliżej nieokreślonym miejscu, pewne grono kolarzy spotkało się celem odbycia drużynowej czasówki. Trasa liczyła 41km (dwa okrązenia po 20,5km) po lekko pofałdowanym terenie w okolicach Pieskowej Skały. Na miejscu było pięć drużyn: dwa składy Bikeholików, dwa teamy z województwa Śląskiego i my; w składzie ja, Miłosz i Przemek.
Atmosfera była bardzo luźna, nie czuło się zupełnie zespołu napięcia przedstartowego, bo przecież jechaliśmy o pietruszkę. Nasza trójka ruszyła jako pierwsza; już na drugim zakręcie pogubiliśmy trasę tracąc dobre 2 minuty. Potem zostaliśmy wyprzedzeni jeszcze przez dwa teamy, i ostatecznie zajęliśmy zaszczytne piąte miejsce, z czasem 1:17. Potem przyszedł czas na integracyjnego grilla, po którym wróciliśmy z Miłoszem do Krakowa rowerem.
Było bardzo przyjemnie, czułem "dobrą nogę", chętnie powtórzyłbym taką imprezę w przyszłym roku. Poniżej film nakręcony przez bikeholików:
Tam i tu
-
DST
64.30km
-
Czas
02:30
-
VAVG
25.72km/h
-
Sprzęt Corratec
-
Aktywność Jazda na rowerze
Spokojnie na południe. Droga z Skawiny do Tyńca jest w remoncie i beznadziejnie się tamtędy jedzie. Zaopatrzyłem się też w nowe okulary: Arctica S-132C. Zobaczymy jak się będą sprawować.
Beskid Niski, część trzecia
-
DST
75.00km
-
Czas
02:43
-
VAVG
27.61km/h
-
Sprzęt Corratec
-
Aktywność Jazda na rowerze
Po paru dniach odpoczynku kontynuuję zwiedzanie Beskidu Niskiego. Nie było czasu na dalekie wycieczki, więc zaplanowałem małą pętlę przez Rymanów, przełęcz Szklarską, Daliową i z powrotem przez Duklę. Wyjazd miał być lajtowy, ale wcale taki nie był - na drodze krajowej do Rymanowa kręciłem mocno żeby jak najszybciej uciec od pędzących TIRów. Potem rozpoczął się długi podjazd na przełęcz, najpierw ledwo zauważalne ~2%, potem stopniowo coraz więcej, z punktem kulminacyjnym w postaci dwóch serpentyn i pięknej panoramy na szczycie. Po drodze minąłem Rymanów Zdrój, typową uzdrowiskową miejscowość w której miło spędzałoby się wakacje.
Zjazd z przełęczy jest długi, prosty i po nowej drodze - aż chce się śpiewać. Ten fragment pętli (od Rymanowa do Daliowej) był rewelacyjny, i z przyjemnością tam wrócę. Za to potem powróciłem na drogę krajową i znowu zaczęły się bliskie spotkania z ciężarówkami których kierowcy nie zdają sobie sprawy jak łatwo wytrącić mnie (dosłownie i w przenośni) z równowagi. Następnym razem będę unikał tych dróg, przynajmniej w tygodniu.
Velo Carpathica
-
DST
189.00km
-
Czas
06:21
-
VAVG
29.76km/h
-
Sprzęt Corratec
-
Aktywność Jazda na rowerze
Wczoraj były rozgrywane dwa wyścigi: Doliną Popradu w Nowym Sączu i Velo Carpathica w Ustrzykach Dolnych. Wiedziałem, że na jeden z nich pojadę - pytanie na który. Wybór padł na Ustrzyki, bo akurat miałem po drodze z Leśniówki, a oprócz tego nigdy nie byłem w Bieszczadach i ciekaw byłem jakie tu są widoki. Wybrałem długi dystans - dzięki temu zobaczę więcej okolicy. Nie zależało mi zupełnie na wyniku, w końcu kończy się sezon, a ja nigdy nie ścigałem się na tak długiej trasie.
Na start dotarłem na krótko przed rozpoczęciem wyścigu, ledwo starczyło mi czasu na kupienie wody i przywitanie się z Mikołajem z Katowic, z którym skontaktowałem się przez Forum Szosowe w sprawie transportu z powrotem. Oczywiście o rozgrzewce nie było mowy, ale co tam. Początek był dobrą rozgrzewką, przez dobre 20km grupa jechała razem, nikt specjalnie nie atakował, można było pogadać i stopniowo wejść na wyższe obroty. Widać na takich długich dystansach jest zupełnie inna taktyka - wszyscy zdawali sobie sprawę jak długa droga jeszcze przed nami.
Potem zaczęły się hopki mniejsze i większe, a po jakichś 50km były dwie dłuższe serpentynowe przełęcze, które trochę rozciągnęły peleton. Choć parokrotnie musiałem nadrabiać na zjeździe straty, wciąż byłem w pierwszej grupie i zacząłem sobie robić nawet jakieś nadzieje. Wtedy, na 70-tym kilometrze złapałem 'pinch-flat' na jakimś wyboju wpoprzek drogi w przednim kole i musiałem się zatrzymać. Żaden problem, wziąłem zapasową dętkę. Przy wymianie urwał się w niej wentyl i zostałem bez dętki. Żaden problem, mam łatki. Kapcie złapane na takich poprzecznych uskokach zazwyczaj przebijają dętkę w 2 miejscach, więc trzeba było założyć 2 łaty. Oczywiście pomimo 30min ślęczenia przy drodze, powietrze dalej ucieka. Żaden problem, popytam mijających mnie nieustannie kolarzy o dętkę, ale ci z przodu nie mieli czasu się zatrzymać, a ci z tyłu nie mieli dętek (na przykład Raq, który jechał bez numerka, bo jest za młody na oficjalny start. Ale dzięki za słowa otuchy ;).
Dopiero po dłuższym czasie przejeżdżało dwóch zawodników z mini: Iza Włosek we wdzianku Drużyny Szpiku i Adam Oleksiewicz. Zapytali czy czegoś mi nie potrzeba, a usłyszawszy że nie mam dętki podrzucili mi swoją. Dzięki ogromne dla was obydwojga, gdyby nie Wy, musiałbym zapieprzać nie wiadomo ile km na piechotę. Niech was Bóg błogosławi.
Kiedy znowu ruszyłem, byłem na szarym końcu. Postanowiłem spróbować dogonić jakąś 2-3 osobową grupkę żeby się raźniej jechało, więc ruszyłem dość mocno. Minąłem dwójkę chłopaków z Road Maraton Team, ale potem nie było już długo nikogo. Okazało się że będę do końca jechać samotnie :/. Po jakichś 120 kilometrach straciłem siły i zacząłem jechać spokojnie. Widoki nie były wcale tak spektakularne jak się spodziewałem - ot, droga przez wieś w zalesionej dolinie, jakich pełno w Galicji. Było mi trochę nudno.
Na ostatnim bufecie zrobiłem dłuższy postój na drożdżówki i wodę, ale że nikt z tyłu nie dojeżdżał, ruszyłem dalej. Po ostatniej górce zobaczyłem że średnią na liczniku mam wciąż ciut powyżej 30 i to dało mi motywację żeby pomęczyć się na ostatnich kilometrach. Ostatecznie linię mety przejechałem o godzinie 16, licznik wskazał 178km i czas 5:55. Byłem przedprzedprzedostatni. W innych okolicznościach czułbym się może rozczarowany, ale nie jechałem po wynik więc nie mam z tym problemu.
Na koniec zjedliśmy z Mikołajem i jego dziewczyną pizzę i ruszyliśmy do Krosna, skąd czekała mnie jeszcze 10-kilometrowa przejażdżka do domu.
IC
-
DST
77.00km
-
Czas
02:43
-
VAVG
28.34km/h
-
HRmax
184( 92%)
-
Sprzęt Corratec
-
Aktywność Jazda na rowerze
No to przekonałem się czym to pachnie. W odróżnieniu od Kącika, trasa jest krótka (42km), jednoznacznie określona, i wycisk jest od początku do końca. Mnie to odpowiada, przynajmniej wiadomo czego się spodziewać i jak jechać - tak szybko jak możesz :).
Pod Cracovią o 17 było nas troje; ja, Radar i niejaki Łukasz Stępień. Na bulwarach dołączyła do nas dziewczyna z AGH której imienia nie pamiętam, na Ruczaju kolejna trójka, a na Kurdwanowie czekało dalszych kilka osób, w tym trzech bikeholików. Wsparcie techniczne i zdjęcia zapewniała niejaka Ania, która podążała za nami swoją Hondą CRX.
Już na pierwszym podjeździe, do Świątników, straciłem kontakt. Na rondo wydrapałem się kilkaset metrów za czołówką, na zjeździe uformowaliśmy trzyosobową grupkę pościgową w składzie ja, Piotr Szafraniec (zwycięzca sprzed tygodnia, twierdził że dziś jest na kacu) i Piotr Młynarski. W tym składzie jechaliśmy przez większość trasy. Cel treningu - jechać "na pełnej ***" - został osiągnięty. Na podjeździe w Świątnikach dowiedziałem się że jestem w stanie jechać przez parę minut na tętnie 180. Potem zdarzały się momenty przestoju, ale i tak na każdej górce szło mocne tempo.
Moi dwaj kompani odjechali mi na zjeździe z Gorzkowa do Koźmic. Na podjeździe do Sierczy zbliżyłem się do nich o parę metrów, ale nie na tyle żeby ich dogonić. Potem zaczął się skurcz w nodze i na finisz dojechałem sam, w czasie 1:19, co daje średnią ciut niższą niż 32km/h. Było naprawdę super, od dawna tak mocno nie jechałem. Piotr Szafraniec, ja, Piotr Młynarski na IC Kraków
© Ania Durczok
Więcej zdjęć tutaj.
Junk Miles?
-
DST
42.00km
-
Czas
01:41
-
VAVG
24.95km/h
-
Sprzęt Corratec
-
Aktywność Jazda na rowerze
Niezbyt szybkie kręcenie tu i tam bez celu.
Cichy Kącik, tak jakby
-
DST
105.00km
-
Czas
03:52
-
VAVG
27.16km/h
-
HRmax
187( 94%)
-
Sprzęt Corratec
-
Aktywność Jazda na rowerze
Miałem pojechać na wycieczkę z kumplem o 9, ale nie chciało mu się wstać więc pojechałem na Kącik. Byłem pół godziny przed czasem więc zrobiłem jeszcze parę kółek po Błoniach. Był piękny wczesnojesienny poranek, ruch na ulicach nieduży i jakby przytłumiony. Słońce złotymi promieniami padało na pierwsze w tym roku pożółkłe korony drzew. Kasjerka w sklepie gdzie kupowałem wodę skwitowała to słowami "... a my musimy się tu cały dzień kisić!". Dla takich dni jeździ się na rowerze.
Przyjechało około 10 ludzi, w tym Miłosz, koleś z Ando, Saint i jakiś drugi bikeholik (Tomaszek?). Już na 'spokojnym' wyjeździe z miasta tętno zaczęło mi skakać ponad 150, a od Kryspinowa zaczęła się naprawdę mocna jazda. Zupełnie inaczej niż na poprzednich moich Kącikach. Cisnęliśmy cały czas ponad 40, na jednej z górek przed Alwernią nie wytrzymałem, zostałem z tyłu i nie dałem rady już grupy dogonić. Mam nowe hr.max: 187.
Zadzwoniłem do Miłosza, który odpadł kawałek wcześniej i wróciliśmy razem spokojnym tempem przez Kamień i Czernichów wzdłuż Wisły. Wygląda na to że niedzielny Kącik jest ostrzejszy od sobotniego.
Objazd trasy Infrasettimanale Classico
-
DST
63.60km
-
Czas
02:28
-
VAVG
25.78km/h
-
Sprzęt Corratec
-
Aktywność Jazda na rowerze
Po dłuższej przerwie spowodowanej wymianą przerzutki (kupiłem identyczną, Tiagrę 4500 - stopiątki były za drogie :/) i centrowaniem kół, samotny wyjazd na wielickie pagórki. Przebiega tędy trasa czegoś zwanego Infrasettimanale Classico, z włoska Klasyk Śródtygodniowy, będącego stałą środową "ustawką" z elementami wyścigu.
Nie żebym się czepiał - pomysł imprezy jest świetny - ale nazywanie "klasykiem" czegoś co istnieje od tygodnia, w dodatku po włosku, wydaje mi się trochę wydumane. Nie ma jakichś bardziej swojskich nazw, nie wiem, Strzała Galicyjska?
Nieważne. W końcu to tylko nazwa.
Trasa, jak na rejon przez który przebiega, jest bardzo szybka. Podjazdy mają nieduże nachylenie, a zjazdy są długie i szybkie. Całość ma niecałe 60 kilometrów. Jest parę niebezpiecznych miejsc, szczególnie stromy i dziurawy zjazd z Krzyszkowic do Sieprawia który kończy się skrzyżowaniem z drogą główną. Większych podjazdów jest cztery (do Świątnik, Siepraw-Krzyszkowice, w Gorzkowie i w Sierczy). Jest gdzie się zmęczyć. Może uda mi się wybrać w tą środę i zobaczyć jak to wygląda "w praktyce".