Klasyk Beskidzki
-
DST
61.00km
-
Czas
02:00
-
VAVG
30.50km/h
-
Sprzęt Corratec
-
Aktywność Jazda na rowerze
Co by tu powiedzieć... to był w zasadzie mój pierwszy wyścig szosowy. Przed samym startem spotkałem się z Antkiem, Miłoszem i Marcinem od nas z forum, a także z Wojtkiem i poszedłem odebrać numerek startowy, razem z którym otrzymywaliśmy kupon na jedzenie, smycz i próbkę żelu PowerBar. Przed samym startem pojechałem na małą rozgrzewkę a kiedy wracałem, dano już sygnał do ustawiania się na starcie. Razem z Marcinem zajęliśmy dość dobrą pozycję w miarę z przodu.Marcin dostał numer 1 na starcie :)
© bradi
Mój plan na ten wyścig był prosty: trzymać się przodu tak długo jak starczy mi sił, a potem znaleźć jakąś grupkę i dojechać z nią do końca. Dlatego już w pierwszej, trzykilometrowej strefie neutralnej postarałem się przecisnąć jak najbliżej przodu, korzystając z nienajwyższego tempa. Zaraz potem przyszła pierwsza górka. Sapałem i kwiczałem, ale utrzymałem się w pierwszej grupie, nie tracąc nawet pozycji.Klasyk Beskidzki 2011 - pierwszy podjazd pod Klimkówkę (c) Sebastian Basałyga
© bradi
Potem było kilka małych hopek, na jednej z nich straciłem kilka pozycji, a potem 10km chowania się w grupie. Rozpoznałem Michała, który udzielał się u nas na forum, i zamieniliśmy kilka słów. Wiedziałem, że zbliża się drugi podjazd i chciałem znowu podjechać do przodu, ale wszyscy twardo trzymali pozycję i były tylko dwie opcje - na chama rozpychać się łokciami, albo sprintować po zewnętrznej. Na pierwsze jestem zbyt kulturalny, a na drugie nie czułem się na siłach.
W związku z tym drugą górkę zacząłem nieco głębiej z tyłu, jednak szło w miarę nieźle. Pod koniec podjazdu przede mną pojawiła się przerwa, więc zebrałem siły i dużym wysiłkiem dołączyłem do grupy przed samym czubkiem wzniesienia. Niestety, ten wysiłek mnie sporo kosztował. Kiedy tylko zaczął się zjazd, zostałem minięty przez znaczną grupę kolarzy, a potem nie miałem już siły doganiać ich na zjeździe i na płaskim. Tak skończyła się moja przygoda z pierwszą grupą.Ja na podjeździe, chyba Oderne (c) Tomasz Witkowski
© bradi
Na wypłaszczeniu dogonił mnie ktoś we wdzianku UEK i przez chwilę razem jechaliśmy, jednak straciłem z nim kontakt przy drugiej wizycie na rondzie w Uściu Gorlickim. Pewnie mógłbym dłużej z nim jechać, jednak honor nie pozwalał mi siedzieć na jego kole bez wychodzenia na zmiany.
Potem już do końca wyścigu stopniowo mijały mnie mniejsze grupki. Z żadną nie potrafiłem się dłużej utrzymać, po prostu nie miałem siły. Od czasu do czasu ktoś podopingował ze skraju drogi, co przyprawiało mnie o uśmiech i dodawało energii. Na podjazdach w Bielance i Odernem czułem się OK, jednak nie wysilałem się na 100% - nie wiem czy bardziej z braku motywacji, czy ze zmęczenia.Wtaczam się na metę (c) Darek Kuczała
© bradi
Ostatecznie przyjechałem 76 na około 140 startujących, ze stratą 15 minut. Gdybym zdołał utrzymać się w pierwszej grupie wtedy na podjeździe pod Kiczerkę, jestem przekonany że wynik byłby dużo lepszy. Jestem niezadowolony z tego, że drugą połowę wyścigu jechałem już na niższym biegu - trochę nie chciało mi się już katować. Z drugiej strony zrealizowałem swój plan, wiem gdzie stoję, i jestem bogatszy o doświadczenie. Trzeba teraz wziąć się do pracy i mieć nadzieję że następnym razem będzie lepiej :).
Co do samej organizacji, mam same najlepsze słowa. Wszystko skrzętnie zaplanowane, trasa obstawiona przez policję, przemili organizatorzy, dobra pogoda, piękne widoczki. Miejmy nadzieję, że znajdę się w Łosiach znów za rok.