Pierwszy wyjazd
-
DST
47.00km
-
Aktywność Jazda na rowerze
Postanowiłem odejść od zwyczaju wpisywania daty w tytule wpisu. W zeszłym roku robiłem to, bo blog miał służyć głównie za dziennik, a nie jakąś publikację. Z czasem okazało się, że treść wpisów coraz bardziej odbiega od treningowej tematyki więc nie ma sensu dłużej utrzymywać pozorów.
Dziś z Mateuszem pojechaliśmy na spokojne MTB do Zabierzowa. Aura podobna do tej, którą pamiętam z zeszłorocznego debiutu - lekko plusowa temperatura, podstarzały śnieg leżący przy drodze, jasne, ale dające mało ciepła słoneczko. Wyjazd z miasta trochę męczący, ale nie jakiś mega-upierdliwy - na Balickiej był spory ruch. Na formę nie narzekam. Byłem w stanie bez wysiłku jechać na dużej tarczy w piętnastoletnim Krossie siostry - widocznie dzięki siłowni coś zostało z listopada.
W Lasku Zabierzowskim wszystkie dróżki pokryte są warstwą gładziutkiego, błyszczącego lodu, na którym wytarta tylna opona i przedni semislick ledwo łapały trakcję. Moje sportowe trampeczki nie łapały jej w ogóle, więc wyglądałem trochę jak Michael Rasmussen tańczący na lodzie. Na szczęście zjazd do Burowa był mokry, ale nieoblodzony.
Wracając odbiliśmy na Morawicę, potem na Kryspinów i wiadukcikiem nad autostradą pod cmentarz przy Orlej. Na Bulwarach mnóstwo ludzi, głównie na ścieżce rowerowej, gdyż tam było najmniej chlupiącej brei. Po całym mieście włóczyły się grupki wolontariuszy WOŚP - nie sposób się nie dorzucić. Rowerzystów sporo jak na tą porę roku. Dziękuję Mateuszowi za wyjazd i mam nadzieję, że uda mi się odbywać je regularnie.