Wrzesień, 2011
Dystans całkowity: | 1206.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 44:21 |
Średnia prędkość: | 27.19 km/h |
Maks. tętno maksymalne: | 187 (94 %) |
Liczba aktywności: | 13 |
Średnio na aktywność: | 92.77 km i 3h 24m |
Więcej statystyk |
Na Górze Czesiek i w Dolinie Śmierci
-
DST
128.00km
-
Czas
05:37
-
VAVG
22.79km/h
-
Sprzęt Corratec
-
Aktywność Jazda na rowerze
Turystyczna wyprawa w dwóch celach: lepiej poznać Magurski Park Narodowy, i przyjrzeć się pamiątkom po pierwszej i drugiej wojnie światowej, które szalały w tych stronach. Pierwsza część trasy to dojazd do Nowego Żmigrodu i wizyta na jednym z galicyjskich cmentarzy pierwszowojennych. Ten konkretny ma numer 8, znajduje się na małym cmentarzu przy XIX-wiecznej kaplicy, i pochowanych jest tu ponad 200 żołnierzy. Prawdopodobnie zginęli w pierwszym roku konfliktu, kiedy Austriacy przekraczali Karpaty żeby zająć rosyjską Polskę. Kaplica przy cmentarzu wojennym nr 8
© bradiOdgrodzone od reszty cmentarza miejsce pamięci
© bradiJeden austrowęgierski żołnierz.
© bradi
Wiatr wiał od południa, więc następne kilometry jechało się w żółwim tempie. Po raz kolejny pokonałem przełęcz Hałbowską, po drodze zbierając na koła dodatkowe gramy obciążenia w postaci żwirku, którym drogowcy łaskawie zasypali dziury. Dzięki temu na zjeździe nadłożyłem kilka metrów drogi jadąc slalomem między "naprawionymi" dziurami w drodze. Oczywiście na drodze pełno było luźnego żwiru, więc i na zakrętach trzeba było uważać. Podjazd na przełęcz Hałbowską z Kątów
© bradi
W Krempnej skręcam w prawo drogą wojewódzką w kierunku Ożennej. Droga prowadzi doliną rzeki, po lewej i prawej las, budynków niewiele, samochodów brak, nawierzchnia gładka. Co kilkaset metrów, z regularnością słupków drogowych, przy drodze stoją kapliczki. Po drodze mijam dwie drewniane cerkwie, a przyjdzie mi jeszcze tego dnia oglądać kilkanaście innych. W okolicach Ożennej znajdują się trzy kolejne cmentarze, wszystkie jednak są poza zasięgiem szosówki. Do turystyki jednak lepszy jest rower MTB. W lokalnym sklepie spotykam parę sakwiarzy z Poznania, twierdzą że jestem drugą osobą którą dzisiaj spotkali na trasie. Bardzo tu pusto. Jedna z wieeelu kapliczek na trasie
© bradiDrewniana cerkiew w okolicach Ożennej
© bradi
Zaczyna się podjazd do granicy słowackiej, opór w pedałach coraz większy, więc zrzucam na najniższy bieg z tyłu. Niestety, zapomniałem że z przodu wciąż jestem na dużej tarczy, a łańcuch mam przykrótki. Kiedy się jeździ z przykrótkim łańcuchem trzeba unikać wrzucania takich przełożeń, bo stanie się to co mi się stało: łańcuch napnie się, zakleszczy, rower stanie w miejscu, a wózek przerzutki wykrzywi się od napięcia.
Przez chwilę myślałem że to koniec wycieczki na dziś, ale trochę pokręciłem i okazało się że da się jechać - choć napęd zgrzyta i nie chce wchodzić na najlżejszy bieg z tyłu. Podjazd z Ożennej do granicy
© bradi
Na Słowacji jak zawsze przyjemnie - dobre drogi, zabójczo kulturalni kierowcy, atmosfera egzotyki i pozcucie że jest się "za granicą". Wsie prawie równie puste jak po polskiej stronie. Tu i ówdzie widuję spacerujących Romów. Podjazd pod przełęcz Dukielską jest długi i łagodny, prawie niezauważalny. Przy drodze mijam kolejne pomniki i cmentarze - jako strategiczne połączenie, przełęcz była obiektem walk w obydwu światowych wojnach. Ku pamięci II wojny, radziecki samolot
© bradi
Zjeżdżając z przełęczy, już po polskiej stronie, w Tylawie odbijam w lewo, ku Chyrowej. Ta dolina też była miejscem licznych walk. Jeżeli spojrzy się na mapę, zobaczyć tu można Dolinę Śmierci - nazywaną tak przez miejscowych od czasu II wojny światowej.
Ostatnim miejscem na dzisiejszej liście jest wzgórze na północ od drogi Żmigród-Dukla, zwane przez Michała Książkiewicza Górą Liwocz, na mojej mapie opisane jako wzgórze Patryja, a przez Martina Gilberta (autora książek o I i II wojnie) nazywane Wzgórzem Franków - od leżącego nieopodal przysiółka. Aby uniknąć nieporozumień nazwę je chyba Czesiek.
Na mapie i w bazie podjazdów podjazd oznaczony jest jako asfaltowy, i może faktycznie kiedyś taki był - jakieś 50 lat temu. Teraz jest to bardzo nierówna kamienista droga miejscami przechodząca w coś na kształt szutru. Nie polecam wjeżdżania tu na szosówce. Na szczycie znajduje się maszt antenowy, kapliczka i surowo wyglądający pomnik ku czci "poległym żołnierzom radzieckiej i czechosłowackiej armii ludowej" (a Niemcy na cześć nie zasługują?). Chyba dawno tu nikt nie zaglądał. Widok z Cześka na północ
© bradiWidok z Cześka na południe
© bradi
Widoki ze szczytu są imponujące. Widać stąd całe pogórze na północy, aż za Krosno. Na południe jest panorama całego pasma Beskidu Niskiego, od Dukli aż po Żmigród. Nic dziwnego, że tak ważne było utrzymanie tego niepozornie dziś wyglądającego wzgórza.
Zjechałem kolejną "asfaltową" drogą przez Pałacówkę na północ. 50-letnia w miarę utwardzona droga po krótkiej chwili przeszła w leśny trakt, by skończyć się kilkuset metrami świeżo wysypanego, chrzęszczącego pod stopami, grubo ciosanego, miałkiego szutru. Nie sposób było kontynuować jazdę i klnąc zmuszony byłem prowadzić rower. Następnym razem dwa razy się zastanowię zanim zjadę z oznaczonej grubą żółtą kreską drogi wojewódzkiej.
Do domu w Leśniówce czekały mnie jeszcze dwa mini podjazdy. Po drodze w Kobylanach widziałem jeszcze jedno miejsce pamięci, ale nie chciało mi się już zatrzymywać. Wyjazd zajął więcej czasu niż przewidywałem, i wyszedłem z niego uboższy o jedną przerzutkę, ale było warto. Następnym razem planuję objechać MPN od zachodu.
Kraków - Leśniówka
-
DST
171.00km
-
Czas
06:05
-
VAVG
28.11km/h
-
Sprzęt Corratec
-
Aktywność Jazda na rowerze
Pierwszy raz trasa do domku w Leśniówce. Wyjeżdżając z miasta złapałem bardzo fajną elkę ciężarową, która jechała jakby specjalnie mnie ciągnąc - stałe 50 km/h, żadnych gwałtownych manewrów, łagodne hamowania i przyspieszenia. Dojechałem tak aż do Wieliczki. W tej sytuacji wcześniejsze plany żeby jechać spokojnie wzięły w łeb. Swoją drogą, jadąc za taką ciężarówką ma się odczucie, że jedzie się łatwiutko, dopóki nie spojrzałem na pulsometr - non stop 170.
Pierwszy postój na rynku w Łapanowie, czułem się nieźle i średnia wciąż była ponad 30. Po dojechaniu do drugiego postoju, za Zakliczynem, zaczęło się już lekkie zmęczenie, ale kryzys nastąpił po ostatnim postoju, za Gorlicami. Najpierw skończyły się węglowodany i wyraźnie zwolniłem. Potem przed samym Żmigrodem zaczęły się skurcze, i do końca dojechałem już wolniutko na małej tarczy. Kolejny raz w tym roku przekonałem się że duży dystans + duża intensywność = problemy.
Takie tam szlajanie po okolicy
-
DST
58.00km
-
Czas
02:15
-
VAVG
25.78km/h
-
HRmax
185( 93%)
-
Sprzęt Corratec
-
Aktywność Jazda na rowerze
Próba czasowa do Zoo po raz pierwszy od ponad roku (wtedy było 6:45 na mtb). Chciałem maksymalnie wykorzystać zalety lotnego startu, i początek po kostce pokonać na blacie. Nie udało się, i na początku asfaltu prawie stanąłem w miejscu. Szybko się pozbierałem i do końca już szło ok. Licznik wskazał czas 5:47 i max.HR 185. Myślę, że może być lepiej.
Z innych wydarzeń, po raz kolejny miałem bliskie spotkanie z ciężarówką. Już parę dni temu w Niepołomicach koleś w TIRze wyprzedzając prawie zepchnął mnie z drogi. Postanowiłem że następnym razem nie popuszczę takiego zachowania. Dzisiejszy kandydat, po wykonaniu podobnego manewru, zatrzymał się kawałek dalej przed skrzyżowaniem. Dostał uprzejmy, ale stanowczy ochrzan. Kiedy wyprzedzał mnie po raz drugi, raczył zmienić pas dla odmiany. Mam nadzieję że czegoś się nauczył. Nie można takich sytuacji zostawiać bez komentarza.