Góry świętokrzyskie
-
DST
153.00km
-
Sprzęt Corratec
-
Aktywność Jazda na rowerze
Na wstępie chciałbym podkreślić swoją ignorancję w sprawach geografii i historii województwa świętokrzyskiego, więc jeżeli przekręcę jakąś nazwę albo fakt to pretensje proszę kierować do profesora Ogórka, który uczył mnie geografii w gimnazjum ;).
Na jednym z wyjazdów z forum padła propozycja zorganizowania wspólnego wyjazdu gdzieś dalej, w tym wypadku w okolice rodzinnych stron Mateusza, który pochodzi z Ostrowca. On też zaplanował dla nas trasę, która wyglądała mniej więcej tak (w jednym miejscu droga była zamknięta i trzeba było pojechać objazdem):
Start o 6.30 na parkingu pod Biedronką, skąd w dwa samochody (ja jechałem w Miłoszowym Audi wraz z Antkiem i Makiem) dojechaliśmy do Ujazdu pod zamek Krzyżtopór. Stamtąd poszła od razu "rura" w kierunku Ostrowca - nie wiem czy jestem aż tyle słabszy od Antka i Mateusza, czy po prostu odczuwałem wczorajsze podjazdy. Od Ostrowca do św. Katarzyny jechaliśmy właściwie bez zatrzymania pod wiatr, co było dość męczące, a czekały nas górki. Przełęcz św. Katarzyny okazała się zaskakująco płaska jak dla mnie (mina lemona mówi wszystko) ;) :Lemon i Antek jak zwykle pierwsi na górze
© bradi
Stamtąd już mocno pagórkowatym terenem pojechaliśmy w kierunku Łysej Góry i Sanktuarium św. Krzyża. Antek z Lemonem na każdej górce robili bój o premię górską, potem czekali na pozostałych którzy wcześniej lub później do nich docierali. Sanktuarium okazało się bardzo ładnym miejscem, ale nie zostaliśmy tam długo bo droga była daleka, a czas uciekał.Sanktuarium na świętym krzyżu
© bradi
Od czasu zjechania z Łysej Góry, większe wyzwania się skończyły - wiatr już tak bardzo nie przeszkadzał a nawet pomagał, i tylko nieliczne hopki które pozostały rozrywały nam grupę. Na koniec krótki postój na pierogi przy drodze, a stamtąd już blisko było do samochodów.
Następnego dnia, kiedy piszę ten opis, nie czuję się jakoś szczególnie zmęczony. Jednak z całą pewnością wycieczka to to nie była. Postoje były krótkie, a tempo (jak dla mnie) mocne. Taki dystans o tej porze roku to dla mnie wysiłek, do samochodu (nie tylko ja) dotarłem mocno zmęczony. Dziękuję Mateuszowi za organizację, Robinowi za transport roweru i Miłoszowi za transport mnie ;) Do następnego.
Pozostałe zdjęcia są tutaj