Emilia-Romania: Monte Trebbio
-
DST
119.00km
-
Czas
05:48
-
VAVG
20.52km/h
-
Sprzęt Corratec
-
Aktywność Jazda na rowerze
Drugi dzień zaczęliśmy od podróży pociągiem do znajdującego się na Via Emilia miasteczka Castel Bolognese. Przewożenie roweru pociągiem wygląda podobnie jak w Polsce - sprzęt trzymamy w pierwszym lub ostatnim składzie i kupujemy osobny bilet. Tanie to nie jest, ale jakoś się trzeba przemieszczać. Trasę wytyczyliśmy na żywioł - po takich drogach które wyglądają na najbardziej kręte na mapie. To nic - we Włoszech nie sposób nie trafić na jakieś piękne miejsce i stromy podjazd. Centralna część półwyspu usiana jest wzgórzami, które przecinają liczne doliny rzek spływających ku morzu. Generalna zasada jest taka, że jeśli jedzie się prostopadle od Via Emilia, to podjazd jest bardzo łagodny, jednak jeśli skręci się w którąś z dróg poprzecznych, łączących sąsiadujące doliny, można być pewnym serpentyn i stromych ramp. A widoczki są takie:Widoczek #1
© bradiWidoczek #2
© bradiWidoczek #3
© bradiWidoczek #4
© bradi
Podjazdy zazwyczaj nie przekraczają długości 4-5 kilometrów, jednak potrafią być zabójczo strome. Przykładem jest Monte Trebbio, który atakowaliśmy od Modigliany (pierwszy wykres). Słusznie narzekają zawodnicy Giro po etapach przebiegających przez środek kraju: niby etap nie jest wysokogórski, jednak seria kilku tego typu podjazdów potrafi nieźle wymęczyć. Na szczycie Monte Trebbio jest ufundowany w 1977 roku pomnik na cześć wszystkich cyklistów. Na drogach Romanii co chwilę mija się kogoś na szosówce, nawet w dni powszednie, do tego stopnia że po jakimś czasie odechciało mi się do każdego machać. Na drogach czułem się tak bezpiecznie że przez wszystkie dni oprócz pierwszego jeździłem bez kasku. A podobno w sąsiedniej Toskanii kolarstwo jest jeszcze bardziej popularne. Przerwa na kawę w Modiglianie
© bradiModigliana widziana z pierwszych kilometrów podjazdu na Trebbio
© bradiRuiny górujące nad Modiglianą... w tych okolicach taki widok to normalka
© bradiNa szczycie Monte Trebbio
© bradiCyklistom
© bradi
Z ostatniego tego dnia podjazdu, nieznanego mi z nazwy wzgórza (na który prowadziła wąska droga o dwucyfrowych gradientach), roztaczał się widok na leżącą poniżej Faenzę, a dalej na równinę, a nawet Adriatyk. Po powrocie z tej niepozornie wyglądającej trasy byliśmy zmęczeni jak po wysokich górach. Dobrze że w domu czekała kąpiel w morzu, chrupiąca pizza i musujące wino.Ostatni zjazd
© bradiWzgórza, wszędzie wzgórza
© bradiGłówny plac w Faenzy
© bradiZachód słońca na stacji
© bradi
Autorem wszystkich zdjęć w tym wpisie jest Mateusz.