XC w Pychowicach
-
DST
50.00km
-
Aktywność Jazda na rowerze
Skąd nagle start w zawodach XC? Otóż w zeszłym roku zapisałem się do uczelnianej sekcji kolarstwa w AZS - sekcji tylko z nazwy, bo nikt się nią nie zajmuje i o żadnych treningach czy opiece mowy nie ma (nazwę uczelni przemilczę :P). W środę dostałem telefon z AZS że w sobotę jest wyścig. Gilewicz pożyczył mi Gianta, wspaniały człowiek ten Gilewicz, bez niego nie miałbym na czym startować. Kupiłem bloki SPD i przykręciłem do swoich butów szosowych. Dzień wcześniej, w Piątek, z Miłoszem zrobiliśmy mały rekonesans trasy - na moim obecnym etapie przygotowań takie górki to trochę wyzwanie.
Na starcie okazało się że w tym roku jest o jedną górkę mniej niż w zeszłym, dzięki czemu trasa była w dużej mierze płaska, z wyjątkiem jednej niepodjeżdżalnej ścianki. Reprezentacja naszej uczelni liczyła 4 osoby - Marcin downhillowiec, Piotrek z sekcji z dwuboju siłowego, Jacek który coś tam jeździ MTB ale też bez przesady i Ja. Przed wyścigiem można było pooglądać karbonowe sprzęty i równie sztywne łydki niektórych uczestników, co mogło zniechęcić, ale od początku wiedzieliśmy że przyjechaliśmy tu dla frajdy (oraz dlatego że Uczelnia na gwałt potrzebuje punktów w lidze).
Pojechałem tak jak dzień wcześniej zaplanowałem - początek bardzo spokojnie, żeby się nie zajechać na starcie, a potem docisnąć na ostatnich okrążeniach, jeżeli starczy mi sił. Startowałem z trzeciego rzędu i już na początku znalazłem się w ogonie. Szybko jednak wyprzedziłem kilku zawodników którzy przecenili na starcie swoje siły. Za każdym razem kiedy trzeba się było wypiąć traciłem kilkanaście sekund na szukanie pedału do wpięcia - drugi dzień w życiu używałem górskich SPD.
Na ostatnim okrążeniu dotarłem do Miłosza, i jakiś czas jechaliśmy razem. Ponieważ na zeszłodniowym rekonesansie zauważyłem że Miłosz jest lepszy ode mnie na zjazdach, postanowiłem nie dać mu uciec i wyprzedziłem go na podjeździe. Przewagę nad nim utrzymałem do ostatniego płaskiego odcinka, ciągnącego się jakiś kilometr przed metą, gdzie mnie dojechał. Kiedy usłyszałem za sobą odgłos jego roweru, docisnąłem z całych sił, i tak doprowadziłem go do mety gdzie mnie wyprzedził w sprincie. Teraz wiem, że popełniłem parę błędów. Po pierwsze, niepotrzebnie cisnąłem na tym ostatnim kilometrze, wyczerpując siły podczas gdy Miłosz spokojnie sobie mnie markował. Po drugie, wrzuciłem zbyt wysokie przełożenie do sprintu. Po trzecie, zacząłem za wcześnie i opadłem z sił na 20 metrów przed metą. Co nie zmienia faktu że Miłosz był mocny, pewnie i tak przyjechałby przede mną :)
Wstępny wynik to około 20 na 35 startujących. Jestem całkiem zadowolony - z moją obecną kondycją dużo lepiej nie mogłem pojechać. Za poniższe zdjęcie serdecznie dziękuję Versusowi od Zielonych.Ja na trasie, (c) Versus
© bradi
komentarze
Pozdrowixy!