Velo Carpathica
-
DST
189.00km
-
Czas
06:21
-
VAVG
29.76km/h
-
Sprzęt Corratec
-
Aktywność Jazda na rowerze
Wczoraj były rozgrywane dwa wyścigi: Doliną Popradu w Nowym Sączu i Velo Carpathica w Ustrzykach Dolnych. Wiedziałem, że na jeden z nich pojadę - pytanie na który. Wybór padł na Ustrzyki, bo akurat miałem po drodze z Leśniówki, a oprócz tego nigdy nie byłem w Bieszczadach i ciekaw byłem jakie tu są widoki. Wybrałem długi dystans - dzięki temu zobaczę więcej okolicy. Nie zależało mi zupełnie na wyniku, w końcu kończy się sezon, a ja nigdy nie ścigałem się na tak długiej trasie.
Na start dotarłem na krótko przed rozpoczęciem wyścigu, ledwo starczyło mi czasu na kupienie wody i przywitanie się z Mikołajem z Katowic, z którym skontaktowałem się przez Forum Szosowe w sprawie transportu z powrotem. Oczywiście o rozgrzewce nie było mowy, ale co tam. Początek był dobrą rozgrzewką, przez dobre 20km grupa jechała razem, nikt specjalnie nie atakował, można było pogadać i stopniowo wejść na wyższe obroty. Widać na takich długich dystansach jest zupełnie inna taktyka - wszyscy zdawali sobie sprawę jak długa droga jeszcze przed nami.
Potem zaczęły się hopki mniejsze i większe, a po jakichś 50km były dwie dłuższe serpentynowe przełęcze, które trochę rozciągnęły peleton. Choć parokrotnie musiałem nadrabiać na zjeździe straty, wciąż byłem w pierwszej grupie i zacząłem sobie robić nawet jakieś nadzieje. Wtedy, na 70-tym kilometrze złapałem 'pinch-flat' na jakimś wyboju wpoprzek drogi w przednim kole i musiałem się zatrzymać. Żaden problem, wziąłem zapasową dętkę. Przy wymianie urwał się w niej wentyl i zostałem bez dętki. Żaden problem, mam łatki. Kapcie złapane na takich poprzecznych uskokach zazwyczaj przebijają dętkę w 2 miejscach, więc trzeba było założyć 2 łaty. Oczywiście pomimo 30min ślęczenia przy drodze, powietrze dalej ucieka. Żaden problem, popytam mijających mnie nieustannie kolarzy o dętkę, ale ci z przodu nie mieli czasu się zatrzymać, a ci z tyłu nie mieli dętek (na przykład Raq, który jechał bez numerka, bo jest za młody na oficjalny start. Ale dzięki za słowa otuchy ;).
Dopiero po dłuższym czasie przejeżdżało dwóch zawodników z mini: Iza Włosek we wdzianku Drużyny Szpiku i Adam Oleksiewicz. Zapytali czy czegoś mi nie potrzeba, a usłyszawszy że nie mam dętki podrzucili mi swoją. Dzięki ogromne dla was obydwojga, gdyby nie Wy, musiałbym zapieprzać nie wiadomo ile km na piechotę. Niech was Bóg błogosławi.
Kiedy znowu ruszyłem, byłem na szarym końcu. Postanowiłem spróbować dogonić jakąś 2-3 osobową grupkę żeby się raźniej jechało, więc ruszyłem dość mocno. Minąłem dwójkę chłopaków z Road Maraton Team, ale potem nie było już długo nikogo. Okazało się że będę do końca jechać samotnie :/. Po jakichś 120 kilometrach straciłem siły i zacząłem jechać spokojnie. Widoki nie były wcale tak spektakularne jak się spodziewałem - ot, droga przez wieś w zalesionej dolinie, jakich pełno w Galicji. Było mi trochę nudno.
Na ostatnim bufecie zrobiłem dłuższy postój na drożdżówki i wodę, ale że nikt z tyłu nie dojeżdżał, ruszyłem dalej. Po ostatniej górce zobaczyłem że średnią na liczniku mam wciąż ciut powyżej 30 i to dało mi motywację żeby pomęczyć się na ostatnich kilometrach. Ostatecznie linię mety przejechałem o godzinie 16, licznik wskazał 178km i czas 5:55. Byłem przedprzedprzedostatni. W innych okolicznościach czułbym się może rozczarowany, ale nie jechałem po wynik więc nie mam z tym problemu.
Na koniec zjedliśmy z Mikołajem i jego dziewczyną pizzę i ruszyliśmy do Krosna, skąd czekała mnie jeszcze 10-kilometrowa przejażdżka do domu.
komentarze